Rybacy łowili całą noc, na pewno byli bardzo zmęczeni. To w sumie dziwne, że posłuchali kogoś nieznajomego – na początku nie poznali przecież, że to Mistrz. A jednak zdobyli się na jeszcze jeden, ostatni wysiłek: ponownie zarzucili sieć... „i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć.”
Nasza codzienność jest bardzo podobna.
Krzątamy się wokół różnych spraw, przecież nie da się z „siedzenia” w kościele wyżywić dzieci czy opłacić rachunki. Wielu z nas pracuje dużo i jeszcze więcej, czasem bez umiaru, by mieć dużo i jeszcze więcej. Wielu pracuje tyle, ile trzeba, by mieć jeszcze czas i siłę dla rodziny, dla znajomych, dla siebie samego. Czasem, gdy ta nasza praca mniej lub bardziej wytężona, trudna, monotonna nie przynosi spodziewanych efektów, a nawet – co też się zdarza – nie przynosi żadnych efektów, ogarnia nas zniechęcenie, poczucie bezsensu, smutek. I ciekawa jestem, czy gdyby w takiej sytuacji ktoś nieznajomy zachęcał nas do jeszcze jednego kroku, jeszcze jednego gestu, czy potrafilibyśmy zaufać, zdobyć się na wysiłek, zacisnąć zęby i „zarzucić sieć”? Przeważnie rezygnujemy, przerzucamy się na inne możliwosci działania, nie zatrzymujemy się, by posłuchać rady i zachęty drugiego człowieka. Zachęty do wytrwania...
I niestety, nasze sieci nadal są puste.