„Idź i nie grzesz więcej!” Jak mówił św. Augustyn: kiedy odeszli wszyscy pozostali dwoje: biedna kobieta i miłosierdzie. Jeśli nasza scena jest krzykiem, by rozpoznać w Jezusie miłosierdzie Ojca, musimy sobie uświadomić, czym jest miłosierdzie. To wewnętrzny przymus pochylania się nad tym, co słabe, co domaga się zmiłowania przez swoją bezradność i wynikającą z tego tytułu zależność. Tak opisywana miłość niesie w sobie całkowitą darmowość i bezinteresowność. Tylko dla faryzeuszów wszystko było już jasne. Nie przewidzieli tylko jednego – że Ten, od którego oczekiwali potwierdzenia własnej „sprawiedliwości”, własnych grzesznych zamysłów, jest Jedynym Sprawiedliwym i nie przyszedł, by świat sądzić, ale szukać tych, którzy zginęli, tych, „którzy się źle mają”.
A dziś Jezus pyta: Kto z was jest bez grzechu? Każdy z nas musi spojrzeć na siebie bez udawania, obłudy, oszukiwania się. Przecież Chrystus już nieraz udowadniał, że zna ludzkie myśli... Spowiadamy się z „grzechów cudzych”, oskarżamy, napiętnujemy, domagamy się sprawiedliwości, jesteśmy oburzeni. A Jezus „pisze nam nasze grzechy” i czeka na nasze nawrócenie. Po co więc szukać najpierw błędów u innych, po co oskarżać i napiętnować ich wady? Poczytaj to co Jezus pisze dla ciebie. Nie doświadczysz miłosierdzia Bożego, jeśli będziesz stale twierdził, że nie masz grzechów, że jesteś zdrowy, że masz „tylko lekki katar" i że jesteś bez grzechu, to niepotrzebny ci ani lekarz, ani Boże Miłosierdzie. Spróbuj jednak zdać się na Jezusa, które jak nikt inny zna prawdę o tobie, najlepiej wie, co ci dolega i w jaki sposób uwolnić się od swojej słabości.