Do św. Wincentego Ferreriusza przyszła kiedyś kobieta z prośbą o radę.
– Mój mąż zrobił się ostatnio taki zrzęda i gwałtownik, że trudno z nim wytrzymać – skarżyła się małżonka. – Niech ojciec da mi jakiś środek, który by wprowadził znowu pokój w nasz dom – prosiła na kolanach.
– Idź do naszego klasztoru – powiedział święty – i powiedz furtianowi, aby ci dał trochę wody z klasztornej studni. Jeżeli mąż wróci do domu po pracy, to weź łyk tej wody i trzymaj długo w ustach. Zobaczysz, że staną się cuda – zapewniał zakonnik.
Kobieta z radością uczyniła to, co jej święty polecił. Mąż, wróciwszy pod wieczór do domu, jak zwykle zaczął wkrótce dawać wyraz swemu niezadowoleniu. Żona wzięła natychmiast łyk owej tajemniczej wody i trzymała długo w ustach, jak przykazał jej mistrz Wincenty. I oto rzeczywiście pan domu uspokoił się po jakimś czasie i burza powoli minęła. Powtarzała ten zabieg jeszcze parę razy i zawsze z udanym skutkiem. Po paru tygodniach mąż odmienił się nie do poznania: znowu stał się miłym, cierpliwym, łagodnym i dobrym towarzyszem życia. Kobieta nie omieszkała więc donieść o tej przemianie Wincentemu. Wzięła jakiś tobołek i przyszła, aby mu podziękować za cudowną wodę.
– Droga córko – odpowiedział z wyrozumiałością święty – woda z klasztornej studni jest zwyczajną wodą, to nie ona sprawiła ten cud. Cud zdziałało twoje milczenie.
Ten jakże wymowny przykład ilustruje często spotykaną cechę charakteru, a w Polsce wręcz narodową wadę, jaką jest narzekanie. To właśnie narzekanie i mówienie pokątne piętnuje Jezus, mówiąc: „Nie szemrajcie między sobą” (J 6). Warto się dziś zastanowić nad wymiarami owego szemrania.
Pierwszym przejawem szemrania jest mówienie o kimś lub o czymś za plecami. Dobrze ilustruje to zjawisko satyra znanego krakowskiego poety Ludwika Jerzego Kerna – utwór Ple – ple. Jest to poetycka przestroga przed przykrością i złem, które potrafi wyrządzić najmniejszy z ludzkich organów – język. „Statystycznie gdyby ująć rzecz całą, włączając niemowlęta i podlotki, to na 1 Polaka by przypadło miesięcznie 3 kilo plotki. Co chcecie, deputat niewąski. Ach, plotki, plotki, pikantne zakąski. Cyfra ta, nieco idylliczna, to jest średnia arytmetyczna. W samym Krakowie znam bowiem panie (o obowiązku upiorny!), który jeśli idzie o plotkowanie, wyrabiają i 500% normy. Ja im się kłaniam, one mnie i zaczynamy słodkie ple – ple. Potem się rozchodzimy w przeciwne strony, wiedząc nawzajem o sobie, ja: że będę przez nie obrobiony, one: że ja je obrobię. Czytelniku, gdy kiedyś je spotkasz, nie dawaj twierdzeniom ich wiary. Będą ci wmawiać, że ja jestem plotkarz, one, te stare plotkary”. Plotka przynosi wiele upokorzeń zarówno dla obmówionego, jak i plotkującego. Jest to postawa przeciwna ewangelicznemu stawaniu w prawdzie. Może więc warto pochylić się nad plotkami, których jesteśmy autorami.