Ewangelia z dzisiejszej niedzieli kieruje naszą uwagę na chleb. Na chleb, który jeszcze dla wielu Polaków przedstawia wartość symboliczną, graniczy ze świętością. W wielu domach przed ukrojeniem pierwszej kromki, kreśli się na bochenku znak krzyża. Gdy kromka upadnie na ziemię, podnosi się ją i całuje. Chlebem i solą wita się dostojnych gości oraz nowożeńców rozpoczynających nową drogę życia. Sienkiewicz opisywał losy Polaków, którzy przemierzali ocean za chlebem. Emigrant Cyprian Kamil Norwid zostawił słowa, których polska młodzież z dumą uczy się na pamięć: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba / Podnoszą z ziemi przez uszanowanie / Dla darów Nieba... / Tęskno mi, Panie...”. Władysław Bełza napisał Abecadło o chlebie, Leopold Staff – wiersz pod tytułem Chleb. Chleb stał się głównym motywem Pieśni o domu Marii Konopnickiej, a także pieśni biesiadnej Michała Bałuckiego, Góralu, czy ci nie żal. Wybitni polscy artyści malowali chleb, czego przykładem jest Wigilia na Syberii Jacka Malczewskiego.


Chleb jest także symbolem troski Boga o człowieka. A Bóg okazuje ją, posługując się ludźmi. Gdy pewien człowiek przyszedł do proroka Elizeusza z darem dwudziestu bochenków chleba jęczmiennych, prorok polecił rozdzielić je między stu ludzi. Bochenki były małe, więc ofiarodawca obawiał się, że nie starczy dla wszystkich. Prorok jednak przekonywał, że Pan Bóg sprawi, iż ludzie nie tylko się nasycą, ale jeszcze pozostawią resztki (por. 2 Krl 4,42-44).
Tym, którzy znali ów epizod z życia Elizeusza, łatwo było skojarzyć go z rozmnożeniem chlebów przez Pana Jezusa, a jednocześnie dostrzec ogromną różnicę w proporcjach. Elizeusz rozdzielił dwadzieścia chlebów jęczmiennych wśród stu ludzi, a Jezus pięć bochenków wśród pięciu tysięcy mężczyzn, a z kobietami i dziećmi ludzi mogło być nawet dwadzieścia tysięcy, a pomimo to zebrano jeszcze dwanaście koszy ułomków. Po co komu te okruchy? One świadczą o ogromnej obfitości Bożego obdarowania. Hojność Chrystusa jest ogromna. Zwracał się On do rzeszy niemal tak licznej, jaką mógł pomieścić wówczas teatr w Efezie. W celu nakarmienia tylu ludzi trzeba by było wydać dwieście dniówek niewykwalifikowanego robotnika. Ci zaś, którzy jedli chleb, zgodnie z rzymskim zwyczajem zostawiali część potraw, by dać do zrozumienia, że otrzymali więcej jedzenia, niż potrzebowali. Stąd też to wspomnienie o zebranych koszach pełnych ułomków. Pamiętać jednak musimy, że ani cud zdziałany przez Elizeusza, ani rozmnożenie chleba przez Jezusa nie zostały zdziałane z niczego. I Elizeusz, i Jezus posłużyli się odrobiną dostarczoną przez ofiarodawców. Pokazali, że gdy człowiek dzieli się z innymi tym, co posiada, Bóg wielokrotnie pomnaża ofiarowane dary. Człowiek może narzekać, że to, co ma, to zbyt mało, ale może też wykorzystać to, co ma, by podzielić się z innymi, jak uczynił to chłopiec, który miał pięć chlebów i dwie ryby (por. J 6,9). Malkontenctwu Filipa i Andrzeja przeciwstawiona została gotowość chłopca do podzielenia się z innymi. Dał wszystko, co miał. Nie zatrzymał dla siebie ani chleba, ani rybki. Nie można wykluczyć, że gest dzielenia się z innymi skłonił wszystkich, by postąpić podobnie, by każdy podzielił się tym, co miał ze sobą. To, co człowiek może uczynić sam z siebie, nigdy nie wystarcza, ale człowiek i Pan Bóg mogą wszystko.