Prawda o naszej dobroci potrafi być przed nami ukryta, tak jak żar ogniska potrafi się ukryć przed przychodzącym człowiekiem. Nie widzi światła, nie czuje ciepła, widzi popiół. Ale jeśli jest mądry, ma doświadczenie, to podchodzi blisko, pochyla się, odgarnia popiół i delikatnie dmucha. I taki jest nasz Bóg -odgarnia naszą martwotę, nasz grzech. Odnajduje to, co pierwotne i niezniszczone. Odnajduje resztki życia i tchnie swego Ducha. Rozpala życie.
Potrafi przywrócić do pełni życia wtedy, gdy wszystkie ludzkie środki zawodzą, jak uczynił to z kobietą od dwunastu lat cierpiącą na krwotok. Potrafi nawet odnaleźć życie tam, gdzie inni widzą tylko śmierć. Wie, że mała dziewczynka tylko śpi snem śmierci, a On, nasz Zbawiciel, ma moc ją ze śmierci obudzić.
Aby odnaleźć w nas żar życia, Jezus musi nas dotknąć. Przebić się przez naszą powierzchowność. Odgarnąć popiół. Dotyka wszystkich, nawet trędowatych - ludzi żyjących w izolacji od całego świata. Z czułością dotyka zmarłej dziewczynki, „ująwszy ją za rękę". Jest ujmujący swoją miłością. Potrafi dotknąć słowem, gdy do zrozpaczonej, bezsilnej kobiety mówi: „Córko!". Dotyka nas, bo wie, że Jego dzieci bez dotknięcia Boga umierają.
Czy mogę coś zrobić, aby „wymusić" na Bogu gest czułości? Dobroć złożona przez Boga w moim sercu uzdalnia mnie do tego, abym ja pierwszy Boga dotknął. Jezus jest najpierw dotknięty przez ojca umierającej dziewczynki i przez cierpiącą kobietę. Dotknięty ich wiarą, pokorą, żarliwym wołaniem i zaufaniem. To tragedia i cierpienie w spotkaniu z Bogiem odsłaniają w nas ukryte źródło dobroci.