Chlubimy się Papieżem Polakiem, po którego śmierci ludzie wołali „Subito Santo". I pamiętamy ile przeżył cierpienia. Krzyż Chrystusa, który trzymał w ręce, przyjął do swojego życia. A św. Ojciec Pio, św. Franciszek, św. Teresa i tylu innych świętych. Jak dużo cierpienia było ich udziałem? To dzięki niemu otrzymali to, w co wierzyli i czego chcieli na ziemi – życie wieczne z Chrystusem.
Jako uczniowie Chrystusa patrzymy na krzyż i każdy z nas może pomyśleć o swoim cierpieniu, o problemach, które przeżywa, o krzyżu, który dźwiga na co dzień: choroba, samotność, niewdzięczność dzieci, pijaństwo męża czy syna, ciężka praca albo brak pracy i środków do życia, niezgoda w rodzinie czy sąsiedztwie, krzywda wyrządzona przez jakiegoś człowieka... I myśląc o tym pytamy: czy ten krzyż jest dla nas błogosławieństwem czy przekleństwem? Czy mnie prowadzi do Nieba i podnosi czy przygniata do ziemi i poniża? Potrzeba, abym swoje cierpienie połączył z męką Chrystusa i tak jak on mówił Bogu „Bądź wola Twoja." Bo wtedy moje życie będzie miało wartość przed Bogiem. A jeżeli patrzymy na cierpienie jako coś co ma sens to może trzeba pomyśleć czy prosiłem kogoś kto cierpi, aby choć godzinę albo dzień swojej choroby ofiarował za mnie. Wartość mojego cierpienia.