...każdy powinien czuć się w pełni odpowiedzialnym za obecność swojego bliźniego w Kościele. Należy zatem do końca starać się sprowadzić go ze złej drogi. Jeżeli jednak, korzystając z daru wolności (w tym przypadku rzeczywiście daru nieszczęsnego), odrzucać będzie wszelkie słowo zbawiennego napomnienia i okazywanego miłosierdzia, to wspólnota powierza go Bogu Ojcu, który może dokonać rzeczy niemożliwych dla sprowadzenia zbłąkanej owcy. Kościołowi natomiast pozostaje z żywą wiarą modlić się o jego dobro. Modlitwa jest wspólnoto twórczym darem, sprawiającym ostatecznie, że Jezus wciąż jest obecny w Kościele. Jest ona zatem zwycięską bronią przeciw wszelkim podziałom. Jezusowe „donieś" Kościołowi stanowi więc zalecenie modlitwy wobec siebie nawzajem, bo wszyscy przecież zbłądziliśmy i błądzić będziemy jak owce.
Modlitwa za siebie nawzajem staje się w ten sposób wyrazem wzajemnej miłości, która jest więzią jednoczącą wspólnotę Kościoła. W drugim czytaniu Paweł Apostoł tłumaczy dlaczego tak jest: „Miłość nie wyrządza zła bliźniemu... jest doskonałym wypełnieniem Prawa", czyli Bożych nakazów. Jest ona królową wszystkich chrześcijańskich cnót oraz integruje w sobie wszystkie szczegółowe przykazania zapisane w Dekalogu. Dlatego mamy być jej dłużnikami. To właśnie miłość nakazuje, czy wręcz przynagla do życzliwego zainteresowania się swoim bliźnim, gdy on błądzi, łącznie z owym „donieś", w myśl przykazania „nie zabijaj". Nie może być zatem jakiejkolwiek krzywdy w owym donoszeniu, czy też pochwały konfidentów, bo „miłość nie wyrządza zła bliźniemu". Taka postawa wobec bliźniego urzeczywistnia ducha Jezusowego, który jest obecny w Kościele, a jednocześnie „głosi i czynnie buduje pokój i pojednanie społeczne" (św. Jan Paweł II).