Perspektywa wieczności może przerażać, gdy konfrontujemy szarą i grzeszną rzeczywistość naszego życia z tym, czego się od nas wymaga. Zaaferowani nadmierną troską o sprawy doczesne, o komfort życia tutaj na ziemi, zapominamy czasami, że naszym ostatecznym celem jest zjednoczenie z Chrystusem. Może więc dlatego św. Paweł, będąc jakby świadomym tego, iż człowiek czasami z wielkim trudem zwraca swe oczy ku Bogu, zapewniał w liście mieszkańców Filippi o swojej za nich modlitwie, aby byli czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa, napełnieni plonem sprawiedliwości (por. Flp 1, 9-11).

Bez wątpienia każdemu z nas potrzeba ciągłej modlitwy o roztropność, o umiejętność rozróżniania dobra i zła, a następnie podążania w swych czynach za tym pierwszym. Intuicyjnie wyczuwamy bowiem, że nasze życie wieczne, otrzymane tak naprawdę już na chrzcie świętym, jest w pewnym sensie od tamtej pory w naszych rękach (zob. KKK 1263, 1274). To, czy będzie ono dla nas radosnym obcowaniem ze świętymi w niebie, czy też raczej wieczną udręką w otchłaniach piekielnych pozbawionych Bożej obecności, zależy od tego, w jaki sposób zechcemy dzisiaj, w naszej codzienności, odpowiedzieć na Bożą miłość, jakiej odpowiedzi udzielimy na te wielkie rzeczy, które Bóg uczynił dla nas (por. Ps 126, 3a).

Stąd płynące do nas z dzisiejszej liturgii wezwanie, by przygotować Panu drogę i prostować dla Niego ścieżki (por. Łk 3, 4), mobilizuje nas do tego, by oprócz modlitwy, która jest niezbędna, podjąć konkretne działania. „Wypełnianie dolin” i „zrównywanie gór i pagórków”, o których mówił Jan Chrzciciel, zapowiadając nadejście Pana, to nic innego jak, z jednej strony, przezwyciężanie własnej pychy, wynoszącej nas czasami wysoko ponad innych niczym strzelista góra, a z drugiej strony, to wypełnianie Bożą łaską, pokutą i dobrymi czynami wszystkich „dolin” czy „wąwozów” naszych codziennych słabości. Bo tak jak każdy wąwóz okazywał się nieraz (także i w biblijnych opowiadaniach) śmiertelną pułapką dla oddziałów wojska poruszających się wzdłuż niego, tak i grzech dla człowieka może okazać się potrzaskiem, z którego trudno się wydostać bez Bożej pomocy i olbrzymiego ludzkiego wysiłku.

Na drodze przemiany własnego życia nie jesteśmy sami. Jeżeli tylko jest w nas pragnienie wyprostowania tego, co w naszym życiu krzywe, odbiegające od Bożej normy, odstające od Bożego wzorca, Pan z pewnością udzieli nam swej pomocy, bo po to stał się człowiekiem i umarł za nas na krzyżu, aby nas zbawić, a nie potępić. Bo Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale pragnie, by nawrócił się i żył (por. Ez 33, 11). Dlatego Bóg daje siły, daje łaskę, ale wszystkiego za nas nie zrobi. Nie zmienimy naszego życia bez naszego udziału.