Czym jest chrześcijańska modlitwa? Modlitwa to przede wszystkim dialog, rozmowa. Oczywiście rozmowa człowieka z Panem Bogiem. Rozmowa dwóch osób, które się wzajemnie miłują, a przynajmniej powinny. Ze strony Boga jest zapewnienie o tej miłości, ze strony człowieka zaś miłość ta musi nieustannie dojrzewać.
Modlitwa to nie monolog.

To nie jest tak, że tylko ja mówię dla Pana Boga „pacierz”. I to mówię go w takiej formie, jakby był on potrzebny Bogu. Otóż nie. Pan Bóg nie potrzebuje naszego „pacierza”. Bóg nie jest większy ani doskonalszy dzięki naszej modlitwie. „Nasze hymny pochwalne – mówi prefacja mszalna – niczego Tobie, Boże nie dodają, ale przyczyniają się do naszego zbawienia” (Pf 39).
Po co się zatem modlić? Czy w ogóle warto się modlić? Oczywiście, że tak. Bo to my potrzebujemy Pana Boga, Jego obecności, Jego działania w naszym życiu. Wszystko, czym jesteśmy jako ludzie myślący, poszukujący prawdy, dobra i piękna, zdolni do miłości i przyjaźni z innymi ludźmi i z Panem Bogiem, wszystko to zawdzięczamy Jemu – Bogu, który nas kocha i pragnie, abyśmy byli szczęśliwi. I jak tu zatem się nie modlić, nie rozmawiać z Jezusem. Oczywiście, nie ma innej możliwości.

Zapytajmy jeszcze siebie: Co to znaczy modlić się? Znaczy to przede wszystkim stanąć w obliczu Boga. Modlić się – to wznieść duszę swoją ku Bogu. To stanąć w obliczu Pana Boga ze czcią i miłością. I pomyśleć, że On mnie pierwszy umiłował, zanim jeszcze zaistniałem na świecie, zanim jeszcze pomyślałem o Nim.
Znamy dobrze wyznanie św. Augustyna, który zafascynowany wielkością Boga powiedział na modlitwie: „Jakże wielki jesteś, Panie. Jakże godzien człowiek, by Cię sławić. Wspaniała Twoja moc. Mądrości Twojej nikt nie zmierzy. Ty sprawiasz sam, że sławić Cię jest błogo. Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” (Confessiones).
Dlatego taka dla nas zachęta, abyśmy nie zrywali dialogu z Chrystusem, abyśmy się nie bali modlitwy, abyśmy się od niej tak łatwo nie dyspensowali, abyśmy nie chcieli zapomnieć, że każdy, kto kocha chce przebywać z ukochaną osobą i z nią rozmawiać.
I pamiętajmy jeszcze na modlitwie o starej liturgicznej zasadzie, że postawa zewnętrzna wyraża zawsze nasze wewnętrzne nastawienie. A co to oznacza? Że jak się modlimy to nie w byle, jakiej postawie. Nie może być tak, a często to się zdarza, że podczas Eucharystii, chociażby w momencie przeistoczenia, kiedy powinniśmy uklęknąć i adorować przychodzącego pod postaciami chleba i wina Boga, my zaś wybieramy formy obce liturgii: jakieś kucania i tym podobne zachowania.
Są trzy główne modlitewne postawy. Stojąca, która wyraża naszą gotowość do naśladowania Boga. Siedząca, która wyraża naszą gotowość do słuchania tego, co mówi do nas Bóg. I klęcząca, która jest postawą czci, adoracji, uwielbienia. Niech zatem nie będą nam one obce, bo wyrażają człowieka rozmodlonego, który wie po co staje przed Bogiem.
A uczestnicząc w tej Eucharystii pamiętajmy, że jest ona najdoskonalszym wyrazem naszej modlitwy, bo jest niepowtarzalnym spotkaniem z Bogiem, który nie tylko jest prawdziwie i rzeczywiście obecny pośród nas, ale ponadto jest obecny substancjalnie, w Komunii świętej.

„Modlitwy trzeba się uczyć, wciąż na nowo niejako przyswajając sobie tę sztukę od samego boskiego Mistrza” – napisał na progu drugiego tysiąclecia w „Novo millennio ineunte” Sługa Boży Jan Paweł Wielki. Niech słowa te będą dla nas zachętą do odnajdywania Boga w słodkim