„To jest Syn mój umiłowany Jego słuchajcie!". Apostołowie byli przestraszeni! I choć zeszli z góry, niosąc w sobie światło przemienienia, była przed nimi jeszcze długa wędrówka. Dlaczego w nas, niosących blask przemienienia – Eucharystii, mocy Słowa, Przebaczenie – tak mało światła? Skąd tyle płycizny, bylejakości, słabości? Jakże wejść na górę Krzyża, skoro tyle przegranych bitew każdego dnia?
Odpowiedzi jest wiele – nie wystarczy tylko powiedzieć: taki dzisiaj świat. Problem tkwi głębiej – brakuje Źródła. „Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd [...] Strumieniu, odsłoń mi tajemnicę swego początku" (św. Jan Paweł II, Tryptyk rzymski). Boimy się wysiłku, uciekamy od tego, co trudne, odrzucamy krzyż wierności, prawości i służby. Brakuje nam radosnego zdumienia, płynącego z doświadczenia wspaniałości Boga – tego, które wypełniało Adama. „Był samotny z tym swoim zdumieniem pośród istot, które się nie zdumiewały – wystarczyło im istnieć i przemijać". Pierwszy człowiek na własne życzenie swoje twórcze, życiodajne zdumienie tanio rozmienił na strach. Koszmarny towarzysz wszystkich wieków i pokoleń. To on nie pozwala na cud przemiany. Prawdziwe zwycięstwo nad sobą to zwycięstwo nad strachem. Abraham doświadczył tego, kiedy anioł powstrzymał jego uzbrojoną w nóż rękę, którą podniósł, aby złożyć ofiarę z Izaaka.
Kto wytrwale słucha Jezusa, otrzymuje łaskę przemienienia serca, które staje się zdolne do odczytywania znaków czasu. Otrzymuje światło dla oczu wiary, które pozwalają widzieć prawdziwy obraz rzeczywistości. Oczu, które karmią się prawdą. Góra chwały i męki, Tabor i Kalwaria są nierozdzielne. Jezus zaprasza mnie do tej tajemnicy, abym w Jej świetle na nowo odkrył oblicze Boga oraz swoje własne. Chcę, Panie, szukać Twojego oblicza w mojej codzienności.